GARAŻ - Klika słów o przeszłości i teraźniejszości

Początki "GARAŻ"-u to rok 1985 i pierwsze koncerty punkowe pn. "Garaż" w szczecińskim klubie "Kontrasty", zamienionym wkrótce na klub "Pinokio", i głównie z tym miejscem kojarzone.

Punkowe szaleństwo tamtych lat zaowocowało udziałem w koncertach ówczesnej czołówki krajowego undergroundu, a także kilku wykonawców zagranicznych. Coraz popularniejsze imprezy doczekały się wreszcie własnego informatora wydawanego w konwencji fanzina, finansowanego ze środków klubu i rozdawanego za darmo uczestnikom koncertów.

Z czasem zmiany personalne w klubie i różne koleje losu spowodowały osłabienie działalności koncertowej, a "Garaż" stał się fanzinem osiągając z numeru na numer coraz większy nakład. Dzięki grupie stałych współpracowników i dystrybutorów trafiał do wszystkich zainteresowanych w całym kraju (a niekiedy i zagranicą) osiągając w najlepszym okresie nakład 4000 kopii.

W końcu lat osiemdziesiątych pismo zostało zarejestrowane i zaczęło pojawiać się oficjalnie, jednak nie trafiając do oficjalnej dystrybucji, nadal opierając się na sieci niezależnych kolporterów.

Okres pięcioletniej przerwy w wydawaniu zaowocował kolejnymi numerami, które w założeniu pojawiać się mają od dwóch do czterech razy w roku podając w kolejnych edycjach solidną porcję materiałów muzycznych i nie tylko.

Profesjonalny skład komputerowy, aktualne informacje, kompetencja autorów, różnorodność materiałów, niespotykana objętość, konsekwencja w prezentowaniu najlepszych wykonawców i pisaniu o sprawach ciekawych, rzadkich, a niekiedy kontrowersyjnych..... wszystko to powoduje, że "Garaż" szybko odzyskał utracone pozycje. Tu nikt nie mówi co jeść, jak żyć i czego słuchać, nikt nie podaje przepisów na alternatywność, pozytywność i jedynie słuszna drogę. Pokazywanie drogi potrzebne jest tylko ślepcom. "GARAŻ" pozwala myśleć i wyciągać wnioski, nie toleruje narzucania sposobu myślenia tak samo jak nie toleruje rasizmu, faszyzmu i wszelkich odmian chorej ortodoksji.

Numery 9 i 10 to także pewna zmiana zawartości pisma w stosunku do poprzednich edycji. Większa dostępność do muzyki, która niegdyś fascynowała (jednak była trudna do zdobycia) twórców "GARAŻ"-u spowodowała nawrót zainteresowań i fascynacji muzycznych w kierunku starego brzmienia Punk, które wbrew pozorom ma nadal wielu fanów nie tylko w szeregach starych załogantów.

Dodatkowym uzupełnieniem punkowych fascynacji stała się muzyka Ska, Reggae i Psycho, od zawsze związana z tą samą co punk stroną alternatywnej barykady. Dodatkowym uatrakcyjnieniem tekstowej zawartości stała się promocyjna płyta kompaktowa, która dołączona została po raz pierwszy do numeru 11. Wiele utworów na dyskach za każdym razem zapowiada nowe wydawnictwa, pozwala poznać wykonawców mniej znanych w Polsce, przynosi utwory, które mogą ukazać się w Polsce jedynie dzięki jednorazowym zgodom wykonawców i firm, a wreszcie sporo nagrań to nagrania niepublikowane dotychczas, bądź przygotowywane specjalnie z myślą o "Garaż"-u. Możliwe, że dzięki temu nakład numeru 11 wyprzedany został w całości bardzo szybko i dziś jest już praktycznie nie do zdobycia. Podobnie zresztą działo się z kolejnymi wydaniami.

Gazeta, na większej ilości stron niż dotychczas, poza olbrzymią dawka pisanych materiałów muzycznych i pozamuzycznych przynosi systematycznie - jako dodatek - płytę kompaktową "PUNKS, SKINS & RUDE BOYS NOW!" z nagraniami wykonawców, o których można poczytać wewnątrz numeru. Płyta z jednej strony stanowi ilustrację muzyczną do tekstów zamieszczonych wewnątrz gazety, a z drugiej jest doskonałą wskazówka dla poszukujących preferowanej przez redakcję muzyki w sklepach i dystrybucjach niezależnych, a wreszcie jednym z najbardziej obszernych i przekrojowych wydawnictw z tego typu muzyką na krajowym poletku niezależnym.

Z czasem Garaż trafił do sklepów i sieci EMPiK i dzisiaj (poza własną dystrybucją wysyłkową) jest to podstawowa forma dystrybucji pisma.

W edycji nr 18, ósma część garażowej kompilacji, po raz pierwszy zaprezentowała wyłącznie krajowych wykonawców. W zalewie mediów przez muzyczną popelinę twórcy pisma uznali za celowe pokazanie większej ilości krajowych, niezależnych zespołów, którzy raczej nie mają szans na promocyjne wsparcie ze strony dużych wydawnictw, radia i telewizji. Formuła taka będzie wracała co jakiś czas.

Dzisiaj Garaż ma już za sobą 30 edycji, a w tym 20 numerów z dołączoną płytą kompaktową. Większość z nich jest już białymi krukami niedostępnymi w sprzedaży. Te z numerów, które jeszcze można zamówić znaleźć można w dziale SKLEP firmowej strony Jimmy Jazz Records.

REDAKCJA:
Red. Naczelny: Zdzisław "Dzidek" Jodko
tel: 914338082
e-mail: garaz(małpa)jimmyjazz.pl

Zespół:

Artur "Tatinek" Szyszkowski
Jarosław “Sopel” Sobkowiak
Rude
Maciej Mroczek
Sebastian Rerak
Andrzej Kuspiel

Reklama:
Joanna Jodko
tel: 91 4338082
e-mail: joanna(małpa)jimmyjazz.pl


Myspace ---> GARAŻ MAGAZINE

Facebook ---> GARAŻ MAGAZINE

*******************************************************

TROCHĘ MARTYROLOGII ZAMIAST WSTĘPU...
(Wstępniak opublikowany z okazji jubileuszowego wydania pisma w numerze 25 Garażu - Marzec 2007)

Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że jest okazja aby nie pisać kolejnego wstępniaka w klasycznej formie (zapewne trudno byłoby go nazwać rewolucyjnie innym w stosunku do poprzedniego) i zanudzać Was i siebie kwestiami oczywistymi, to na chwilę urosły mi skrzydła... jednak szybko zdałem sobie sprawę, że w ramach małego podsumowania przypieczętowanego 25 numerem widniejącym na okładce Garażu możliwości manewru mam niewielkie. W zasadzie pozostaje tylko martyrologia.... Decyduje o tym zarówno – czy też przede wszystkim – czas, jak i wszystko to co się w owym czasie wydarzyło. Z drugiej strony jakoś nigdy nie przytrafił nam się na stronach Garażu powrót do przeszłości wiec może teraz jest dobry moment aby staruchom przypomnieć i wycisnąć kilka łez wzruszenia, a tym, których data urodzin ma numer wyższy niż rok wydania pierwszego numeru przybliżyć początki powstania Garażu i drogę jaka przebył do chwili obecnej.

Zanim pierwsze kilka zapisanych stron spiętych ze sobą i połączonych nazwą GARAŻ pojawiło się w rękach czytelników, kilka osób, które znacie z bardziej współczesnych wydań pisma, miało okazję stworzyć wspólnie kilka numerów czegoś co stało się zalążkiem późniejszego pisma. „Obłęd” był najnormalniejszym w tamtych czasach punkowym fanzinem, a jego pierwsze edycje pojawiły się w połowie lat 80-tych. Bliższe usytuowanie w czasie tego wydarzenia byłoby możliwe może gdybym zaaplikował sobie cały zapas „Geriavitu” dostępny w pobliskiej aptece. Nie jest to jednak fakt o znaczeniu strategicznym więc oszczędzę sobie wydatków... Myślę, że strzał w okolice 1984 roku może chybić celu zaledwie o kilka miesięcy. Graficzny collage charakterystyczny dla pierwszych punkowych zinów, wklejane zdjęcia, teksty pisane ręcznie i na maszynie, a potem całość powielana na ksero u znajomego właściciela punktu z tym ówczesnym cudem techniki, lub lewizny wykonywane przez kumpla w pracy pod nieobecność szefa, to klasyka dla wszystkich tego typu wydawnictw, których wówczas było w Polsce niemal tyle ile punkowych załóg.

Praktycznie w każdym mieście wychodził jakiś zin często w międzymiastowej kooperacji. Podobnie było z „Obłędem”, który poza Waszym marudnym naczelnym współtworzyli m.in. „Urko” (Racibórz), Konjo (Gdańsk) – obaj wrócili na łamy po tym jak Garaż stał się oficjalnym pismem. Dzisiaj pierwszy wydaje ciężko zarobione pieniądze na unikalne punkowe winyle w Anglii, a drugi wiedzie energiczny żywot szołmena realizując się w mediach i na trasach koncertowych wykonawców niekoniecznie punkowych. Poza nimi swoje trzy grosze do powstania „Obłędu” dokładali Jacek i Robert Wiśniewscy (Raszyn), wówczas członkowie kapeli Trybuna Brudu, bodaj jedynej polskiej formacji punkowej, której w jakimś stopniu udało się zbliżyć stylistycznie do tego co znamy z dokonań Dead Kennedys. „Obłęd” doczekał się trzech wydań, a jego zasięg trudno nazwać innym niż środowiskowy bo ograniczał się w zasadzie do Szczecina i miast, z których pochodzili wspomniani aktywiści.
Jednym z wydarzeń, które niejako zapisało „Obłęd” na kartach historii był fakt wykorzystania przez znaną wszystkim formację Big Cyc tekstu z tego zina, który potem w formie piosenki pojawił się na płycie grupy. Dopiero po kilku latach od wspomnianego wydarzenia muzycy zespołu mieli okazję dowiedzieć się, kto jest jego autorem, a co do dzisiaj nie przeszkadza obu stronom pozostawać w dobrych stosunkach.

Kiedy w 1985 roku zrodziły się w Szczecinie możliwości organizacji punkowych koncertów „Obłęd”, w sposób naturalny, zastąpiony został przez „Garaż” bo taka była nazwa cyklu koncertów zapoczątkowanych w klubie „Kontrasty” z czasem przeniesionych do „Pinokia”, a pismo miało być ich dopełnieniem. I tak się stało. Pierwsze wydania nie posiadały jeszcze numerów choć od trzeciej edycji koncertu wychodziły półoficjalnie, bo ich druk od tego momentu, przez krótki czas, finansował klub „Pinokio” (gazetka rozdawana była wśród uczestników imprez za darmochę, a koncerty gromadziły wówczas nawet do 600 osób) podpinając wydawnictwo dla potrzeb cenzury i finansowych rozliczeń klubu pod określenie „informator koncertowy”. Taka zresztą była wówczas formuła Garażu. Zawarte w nim materiały dotyczyły głównie kapel punkowych występujących na koncertach w ramach wspomnianych imprez. Nie trwało to długo bo wystarczyło sięgnąć pamięcią do zawartości „Obłędu” aby stwierdzić, że wzmianki o koncertach i krótkie materiały o zespołach to zaledwie cząstka tego co w Garażu znaleźć się powinno. Zatem dość szybko, bo kilka miesięcy później, w 1986 roku, Garaż powrócił do fanzinowej wersji. Wiązało się to także z ponownymi podchodami w kwestii druku i unikami przed cenzurą bo klub przestał finansować wydawanie gazety. W międzyczasie wspólnymi siłami klubu i Akademickiego Radia Pomorze wydana została kaseta o tytule .... „Garaż” z nagraniami kapel odwiedzających szczecińskie koncerty, będąca wówczas jednym z nielicznych wydawnictw z polską muzyką punk, i którą dzisiaj - chyba bez zbytniego naciągania – można nazwać mamusią płyt dołączanych do pisma w późniejszych latach.
Pierwsze edycje pisma w nowej postaci trzaśnięte zostały na lewusa w jednej ze szczecińskich drukarni. Dystrybucja wyglądała w ten sposób, że każdy kto zamawiał min. 10 gazet dostawał je z jednym egzemplarzem gratis, a resztę w niższej cenie niż ta obowiązująca przy zakupie pojedynczym, tak aby po sprzedaniu całości dystrybutor miał z czego pokryć koszty przesyłki itp. szykan finansowych, a za resztę mógł sobie walnąć browara albo trzy.
Te kilka wydanych wówczas numerów Garażu rozeszło się do zera w błyskawicznym czasie choć informacje o piśmie docierały do zainteresowanych jedynie poczta pantoflową, na koncertach i w ramach kontaktów listowych. O internecie nikomu się wtedy nawet nie śniło, a dystrybucja w sieciach prasowych nie wchodziła w grę tak ze względu na ich brak (w zasadzie działał tylko „Ruch”) jak i na konieczność cenzurowania pisma co nie wchodziło w grę.

Tak Garaż dotrwał do 1988 roku, kiedy to o redaktora naczelnego upomniały się siły zbrojne. Mimo prób przekonania zainteresowanych o ułomności fizycznej i intelektualnej wyżej wymienionego armia podjęła ryzyko rocznego transferu co zakończyło się rozwiązaniem Układu Warszawskiego w 1991 roku i choć ktoś może uznać, że nie należałoby zbyt przesadnie wiązać obu faktów to jednak nie można tego z cała pewnością wykluczyć.
W 1989 roku pismo zostało oficjalnie zarejestrowane i zaczęło pojawiać się z nadawanymi od tej pory kolejnymi numerami. Pierwsze edycje wydała firma, w której Wasz naczelny zakotwiczył na krótko pędząc żywot hurtowego dilera browarów w województwie szczecińskim. Wobec pogłębiającej się zażyłości na linii sprzedawca – przedmiot sprzedaży zaczęły się pojawiać pewne wątpliwości dotyczące szans dalszego rozwoju pisma, stąd m.in. decyzja o rozstaniu i powołaniu do życia jeszcze w 1989 roku firmy Rock’n’roller, która od 1991 stała się wydawcą Garażu wydając numey 3/4, 5/6, a następnie 7/8, po którym nastąpiła kilkuletnia przerwa w pojawianiu się kolejnych edycji.

Przełomowy okazał się rok 1997 kiedy to Garaż powrócił. Numer 9 przyniósł nieco zmian w wyglądzie i zawartości pisma. Rozwinięty dział z recenzjami, informacje o wydawnictwach płytowych, obszerne wywiady z zespołami i biografie zapoczątkowały to z czego do dzisiaj je znacie. Wywiad z Ramzes & The Hooligans okazał się za mocnym strzałem między oczy dla części skostniałej sceny punk wychowanej na kapelach tzw. zaangażowanych, która omdlewała czytając przewrotne wypowiedzi Ramzesa, i która natychmiast przypięła Garażowi łatkę posądzając redakcję o propagowanie kapel rasistowskich. O większy absurd było ciężko ale obecny w tym samym numerze wywiad z The Analogs, których już wcześniej sceniczni bajkopisarze wzięli na tapetę, popuszczając wodze fantazji, dopełnił reszty... Jednak jak zwykle w takich przypadkach bywa kręcenie nosem i nagonka przyniosły efekt odwrotny do zamierzonego, co zaowocowało wzrostem nakładu i zwiększającym się gronem współpracowników.
W tamtym czasie podporą redakcji byli m.in. wspomniany wcześniej Urko, Mirek Witkowski odpowiedzialny za Skafander – specjalny dodatek z odlotowymi poezjami i m.in. hitowy tekst o Andrusach, Tatinek z przyjemnością zatapiający się w rytmy ska i historię Ramones, Matus – spec od reggae oraz spore grono tych, którzy wspomagali nas incydentalnie. Chwilę później dołączył Andrzej Kuspiel jako posiadacz dowodu z adnotacją o urodzinach w najlepszym z możliwych roczników, Sopel – zwabiony dźwiękami punk rocka do stolika w jednej z nadmorskich knajp, gdzie kolega naczelny spożywał browary podczas zasłużonych wakacji, Piguła – bo od zawsze nam po drodze, Krzysiek Lach - komendant łódzkiej oficyny Pop Noise i Mroku w wyniku wiary w młodość. Dziś kilku z nich wybrało wolność ale wielu nadal dostarcza Wam wrażeń w kolejnych numerach, a wspierają ich min. obecny na łamach od kilku numerów Rude i powracający Kaprys umoczony w incydentalną kooperację z redakcją przed wielu laty.

Od numeru 11 Garaż zaczął pojawiać się z dołączonym CD i był pierwszym polskim pismem punkowym, które dorzucało płytę do gazety. Chwilę potem wyszedł Pasażer z takim samym dodatkiem, a kilka miesięcy później nieistniejące już Arlekin i Gazeta Punkowa. W tamtym czasie nakład Garażu osiągnął 6000 egz. a numer 11 sprzedany został w całości w ciągu 3 miesięcy i dzisiaj (podobnie jak kilka innych edycji) jest białym krukiem. Od tej pory, mniej lub bardziej regularnie, pismo wychodziło 2 razy do roku. Pierwszym odstępstwem od tego był okres 2001-2002 kiedy po wydaniu numeru 16 na kolejny trzeba było czekać ok. 8 miesięcy co spowodowane było przekształceniami i w rezultacie zakończeniem działalności przez firmę Rock’n’roller. Kontynuatorką jej działań stała się wytwórnia Jimmy Jazz Records do dzisiaj wydająca Garaż.
Kolejny przypadek drobnego zachwiania częstotliwości wydawania pisma macie właśnie w ręku. Ukazanie się tego numeru późną jesienią ub. roku stało się nierealne w konfrontacji z innymi działaniami Jimmy Jazz czyli – krótko mówiąc – m.in. podwyższoną aktywnością wydawniczą na poletku płytowym.

Dzisiaj Garaż to 3000 nakładu każdego numeru, nadal z płytą i zawartością tekstową, która dla stałych czytelników nie stanowi zagadki. Punk, Ska, Psychobilly, Hardcore, czasem Rockabilly, Mod, Reggae i Swing... po to sięgamy najchętniej. 15 płyt dołączonych do kolejnych numerów zaprezentowało czytelnikom prawie 500 utworów wielu wykonawców z Polski i zagranicy, pośród których nie zabrakło tak znaczących jak Anti-Nowhere League, Derrick Morgan, Bad Manners, Cock Sparrer, Blanks 77, Dr. Ring-Ding, Dance Hall Crashers, Good Riddance, UK Subs, Klasse Kriminale, Red London, Charge 69, No Sports, Terrorgruppe, Angelic Upstarts, Skarface, Argy Bargy, Menace, Anti-Flag, Deadline, The Selecter, The Real McKenzies, The Bones, Decibelios, The Rebels, Oxymoron, The Adjusters....

To co przed nami będzie okazja podsumować za jakiś czas. Nie należy spodziewać się rewolucji choć zapewne przyszłość przyniesie kolejne zmiany tak w wyglądzie gazety jak i składzie redakcji, która zawsze stoi otworem przed chętnymi chcącymi spróbować swoich sił i mającymi coś ciekawego do zaoferowania czytelnikom.
Być może kiedyś nadarzy się okazja większego zagłębienia się w historię Garażu którą teraz z konieczności traktuję bardzo skrótowo, a która – zapewniam – miała wiele momentów mogących stanowić wątek dla niejednej opowieści przygodowej, przy których „Indiana Jones” to mały pikuś.
Dzisiaj jednak, przy okazji skromnych nawiązań do przeszłości, bardziej zależy mi na tym, aby podziękować wszystkim tym, których wysiłek sprawił, że jesteśmy z Wami od lat co niniejszym czynię zapraszając do lektury kolejnego numeru. (Dzidek)

pixel